poniedziałek, 28 maja 2012

Spóźniona majówka w Trzmielewie [1/2]

Stefan zaproszony przez znajomych na wieś nie zastanawiał się zbyt długo. Kupił bilet, wsiadł w pociąg i wyruszył do Białego Boru, skąd miał jeszcze kawałek do wsi Trzmielewo. Obładowany bagażami wyruszył brzegiem jeziora, by dojść na miejsce jeszcze przed zachodem słońca. Doszedł. Z bólem, ale doszedł.
Przy rozpakowywaniu się Stefan zobaczył najsmutniejszy obraz w swoim krótkim drewnianym życiu... Likier prosto z Czech, który przygotował sobie na deser zbyt mocno obijał się w jego torbie na bagaż... szkło tego nie wytrzymało. Wyjmując butelkę zobaczył jedynie pół jej zawartości, reszta wsiąkła w cały jego bagaż. Ostrożnie odłożył pękniętą butelkę z resztką zawartości... po czym butelka pękła wylewając pozostałości ziołowej ambrozji...
Resztę dnia Stefan spędził na opłakiwaniu swojej pięknej buteleczki. W żubrowym amoku szybko padł ofiarą mocy aluminiowego kręgu. To co się działo w ciągu dziwacznych 5 godzin na zawsze zostanie już tajemnicą.
Stefan ocknął się po 3 w nocy. Pierwszą myślą było to, że bardzo mocno kręci mu się w głowie, jednak początkowe świecące punkty okazały się pięknym rozgwieżdżonym niebem z wyraźnie widoczną drogą mleczną. Obserwując tak jeszcze trochę niebo poczuł się mocno zmęczony więc położył się spać.
Następny dzień minął Stefanowi spokojnie. Opalając się i sącząc browara wymyślał już kolejny epicki melanż...
Ciąg dalszy nastąpi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz